Ogólnopolski Związek Zawodowy Pracowników Ochrony w Lublinie
ul. Krochmalna 4
20-401 Lublin
Telefon:  081 534-81-22

Nowości

Prawo do bycia offline. Po Francji czas na Polskę?

Super User
Odsłony: 2253

Prawo do bycia offline. Po Francji czas na Polskę?

Od początku roku we Francji obowiązuje tzw. prawo do bycia offline, które pozwala pracownikom z premedytacją ignorować służbowe e-maile i telefony po godzinach pracy. Niektóre firmy wyłączają wręcz serwery pocztowe na ten czas. Pomysł spodobał się polskiej minister pracy, bo mamy z tym większy problem od wielu krajów europejskich. Psycholodzy chwalą, pracownicy mają nadzieje na zmiany, pracodawcy kręcą nosem.Fot. C

raig Garner, Unsplash.com

Nowe miasto, nowi ludzie, nowa praca. Jędrek, wtedy dwudziestopięciolatek, przyjechał po studiach do Warszawy. Dostał się na staż do dużej firmy kosmetycznej. A po stażu dostał etat w marketingu. Wiedział, że szefowa jest wymagająca, ale nie mógł przewidzieć tego, że właśnie rozpoczyna się koszmar, z którego wybudzi się dopiero na szpitalnym łóżku.

Rzadko kończył pracę przed 23. Zdarzało się, że szefowa wydzwaniała do niego o 1-2 w nocy. E-maile z nowymi zadaniami spływały o 21, 22 czy 23. – Dla mnie to było być albo nie być, bo byłem z Krakowa i nie za bardzo chciałem wracać. Więc nic nie mówiłem – opowiada. W końcu jednego dnia, po wielogodzinnym maratonie, przerwał pracę o 4 w nocy, bo po prostu padł. Z powodu wyczerpania wylądował pod kroplówką, w kolejnym tygodniu złożył wypowiedzenie, a dwa tygodnie później pozew do sądu. Firma nie chciała zapłacić za nadgodziny. – Zanim mi zabrali komputer, wydrukowałem więc wszystkie maile od i do szefowej. Po pięciu czy sześciu spotkaniach w sądzie firma zapłaciła mi za nadgodziny. Za trzy miesiące pracy zebrało się 13 tys. zł. A nie byłem jedyną osobą, która tak pracowała.

Natalia, dziś lat 31, też przypłaciła pracę zdrowiem. Była zatrudniona przy projekcie w jednej z warszawskich instytucji kulturalnych. Kierowała nim kobieta o ponurej sławie, ale ponieważ była skuteczna, m.in. w pozyskiwaniu funduszy, dyrekcja przymykała oczy na to, jak traktowała pracowników. Były uporczywe telefony lub e-maile poza godzinami pracy i w weekendy. – Na prywatnym komputerze miałam połowę plików z materiałami, bo zdarzały się e-maile w weekend z życzeniem, żeby jej coś wysłać – opowiada. Sugerowała, że poskarży się dyrekcji, gdy e-mail wysłany w niedzielne popołudnie pozostał bez odpowiedzi. Raz zadzwoniła w weekend, bo wyjechała na warsztaty i się zgubiła. Zamiast zamówić taksówkę, zaczęła opisywać, co widzi i na jakiej jest ulicy. – Kazała mojej koleżance w jakiś magiczny sposób zlokalizować ją w tym mieście i powiedzieć, gdzie i jak ma iść. Była mocno rozhisteryzowana i krzyczała do słuchawki.

Natalia nie dostawała za nadgodziny ani pieniędzy, ani nawet „dziękuję”, ale niewiele mogła zrobić, bo odmówiono jej umowy o pracę, mimo że pracowała jak etatowcy. Po półtora roku nękania telefonami, e-mailami i innymi formami mobbingu zapadła na chorobę Hashimoto na tle nerwowym. – Przede mną pracowało przy tym projekcie 11 osób. Jedna z nich przepłaciła to depresją i leczeniem przez kolejne trzy lata. Jedna z nich z płaczem odeszła po tygodniu.

Telefony uparcie dzwonią i wibrują po godzinach pracy w kieszeniach pracowników praktycznie wszystkich branż i o wszystkich porach. Firma rekrutacyjna Randstad przeprowadziła w 2015 roku badania, z których wynika, że 63 proc. polskich pracowników czuje, że ich pracodawca wymaga od nich, aby pozostawali dyspozycyjni poza godzinami pracy. Plasuje nas to na 9. miejscu spośród przebadanych 34 krajów z całego świata. Przed nami są jedynie dwa inne kraje unijne – Portugalia i Włochy. Za nami jest nie tylko Francja, ale nawet nasi sąsiedzi – Czechy i Słowacja. Średnia dla wszystkich krajów, w których przeprowadzono badanie, to 57 proc.

Do tego 60 proc. polskich pracowników uważa, że ich szef żąda, aby odbierali oni telefony i odczytywali e-maile na urlopie. Pod tym względem wypadliśmy najgorzej spośród wszystkich 18 przebadanych krajów UE, a w zestawieniu ogólnym zajmujemy 6. miejsce. Średnia to 47 proc.

Przy tym wszystkim Polska jest krajem, w którym większości pracowników przeszkadza konieczność zajmowania się sprawami zawodowymi w czasie wolnym. Tylko 41 proc. z nas nie ma z tym problemu. To przedostatnie miejsce ze wszystkich przebadanych państw. Bardziej burzą się tylko Japończycy. Średnio 56 proc. pracowników nie ma nic przeciwko.

E-maile i telefony z pracy. Minister: to trzeba uregulować

– Konieczność odbierania e-maili i telefonów od swoich przełożonych będzie na pewno problemem narastającym. Z całą pewnością Komisja Kodyfikacyjna, która pracuje nad nowoczesnym kodeksem pracy, szczególnie indywidualnym, powinna tym zagadnieniem się zająć –powiedziała w połowie stycznia na konferencji prasowej minister rodziny, pracy i polityki społecznej Elżbieta Rafalska. – Uważam, że to powinno być w jakiś sposób, może nie bardzo sztywno, rozwiązane.

Komisja Kodyfikacyjna Prawa Pracy od zeszłego roku opracowuje nowe kodeksy pracy, indywidualny i zbiorowy. Szefem komisji został wiceminister Marcin Zieleniecki, któremu Rafalska przekazała zresztą problem ścigania pracowników po godzinach. Projekty kodeksów mają zostać przedstawione w marcu przyszłego roku. Nie wiadomo jednak, czy ostatecznie znajdą się w nich nowe regulacje dotyczące e-maili i telefonów, bo wbrew zapowiedzi minister Rafalskiej, resort twierdzi, że obecnie nie prowadzi prac nad zmianami w tym zakresie.

Minister przyznała, że jej samej się zdarza o różnych dziwnych porach dzwonić do dyrektorów departamentów, o wiceministrach nie wspominając, ale uzasadniła to tym, że jest to kadra kierownicza, która ma nienormowany czas pracy. Jednak w przypadku szeregowych pracowników jest to problem i to taki, który zdaniem Rafalskiej pojawia się coraz częściej.

Danuta Rutkowska, rzeczniczka Głównego Inspektora Pracy, przyznaje jednak, że nie może tego potwierdzić. – To temat, który nie znajduje odzwierciedlenia w skargach kierowanych do Państwowej Inspekcji Pracy – tłumaczy.

Może to wynikać z bierności pracowników, strachu, nieznajomości prawa albo tego, że właściwie trudno je wyegzekwować. Generalnie nie musimy pracować poza określonym umową wymiarem czasu pracy, przy czym oczywiście prawo dopuszcza możliwość pracy w nadgodzinach w razie konieczności. Toteż szef może nas zobowiązać do odebrania telefonu lub opisania na e-maila po odbyciu szychty, ale wtedy należy potraktować to jako pracę w nadgodzinach, za którą powinniśmy otrzymać czas wolny lub wynagrodzenie. Może nas do tego zobowiązać także wtedy, gdy powierzy nam pełnienie dyżuru, czy to w biurze, fabryce czy w domu. Za pełnienie dyżuru wynagrodzenie należy się za czas, w którym faktycznie wykonujemy pracę, co w tym przypadku oznacza czas prowadzenia rozmów.

„Problematyczne może być zewidencjonowanie i rozliczenie godzin poświęconych na służbowe rozmowy telefoniczne czy sprawdzanie i obsługę służbowych e-maili. W przypadku rozmów telefonicznych pomocne mogłoby być wykorzystanie billingów, natomiast trudny do podsumowania i udokumentowania jest czas poświęcony na zapoznanie się z korespondencją e-mail, jej analizą i przygotowaniem odpowiedzi” – czytamy w opinii prawnej nadesłanej przez PIP. „Jeżeli pracodawca nie zapłaci wynagrodzenia za czas służbowych rozmów, wówczas pracownik może wystąpić do sądu pracy z roszczeniem o wypłatę wynagrodzenia za dodatkową pracę świadczoną poza godzinami pracy”.

O ile do PIP czy sądów trafiają niekiedy sprawy w sprawie telefonów, czy e-maili po godzinach pracy, większość z nas nie próbuje szarpać się z szefem, który często stos billingów na swoim biurku potraktowałby po prostu jako całkiem niezły żart. Zresztą, wynagrodzenie za czas rozmów w wielu przypadkach byłoby nie mniej śmieszne. Problem nie polega bowiem tylko na czasie poświęcanym na pracę poza pracą, ale także na nerwowym oczekiwaniu, które pojawia się już chwilę po opuszczeniu budynku biura czy fabryki.

Zgubne skutki pracy po godzinach

Psycholog prof. Zbigniew Nęcki uważa, że plan rządu to strzał w dziesiątkę. – Dla firm to może powodować pewne problemy, bo bywa tak, że jakąś sprawę trzeba załatwić tego samego dnia, jednak są to wyjątki. Tymczasem ten zwyczaj tak się rozpowszechnił, że niektórzy pracownicy są niemal jak psychologowie dla swojego kierownictwa, zawsze do dyspozycji, zawsze gotowi do wysłuchania żalów czy do rozwiązania problemów, które mogą spokojnie poczekać do następnego dnia, a nawet nieco dłużej.

Nęcki porównuje e-maile i telefony po godzinach pracy z oczekiwaniem na jakiś wypadek. – Rodzi się psychiczne napięcie. To z kolei powoduje wypalenie emocjonalne i energetyczne. A w ostrzejszych sytuacjach może prowadzić do zaburzeń psychosomatycznych, jak wrzody żołądka, problemy z układem krwionośnym, bezsenność czy nerwice – tłumaczy. Przy długim napięciu możemy mieć do czynienia z wyczerpaniem, depresją, wycofaniem z pracy, zanikiem motywacji, wzrostem absencji, pogorszeniem jakości pracy. Pracodawcy sami więc niekiedy strzelają sobie w stopę.

Prawo do bycia offline we Francji

– Wszystko po to, by przeciwdziałać wypaleniu zawodowemu, które według statystyk dotyka 12 proc. pracowników – mówi Nadia Bouacid, dyrektor rozwoju biznesu we Francusko-Polskiej Izbie Gospodarczej. – Nowe prawo ma na celu zapewnienie odpowiednich warunków do wypoczynku i zagwarantowanie równowagi pomiędzy życiem zawodowym a prywatnym.

Francuzi nazywają to „droit à la déconnexion”, czyli prawo do odłączenia się.Nowe regulacje obowiązują we Francji od 1 stycznia tego roku. Bouacid zauważa, że prawo pracownika do nieodbierania telefonów i e-maili poza czasem pracy zostało już usankcjonowane przez francuski Sąd Najwyższy w 2004 roku, który stwierdził, że niemożność skontaktowania się z pracownikiem poza godzinami pracy nie może być powodem zwolnienia z jego winy. Jednak nowe regulacje mają dodatkowo umożliwić lepsze zarządzanie czasem oraz uregulować kwestię nadgodzin związanych z odpowiadaniem na e-maile czy telefony już po pracy.

Prawo dotyczy tylko firm zatrudniających ponad 50 osób i przypadków, gdzie występuje dzienny czas rozliczania pracy, więc nie wszyscy będą mogli skorzystać z nowych rozwiązań. Poza tym ustawa nie określa godzin, gdy zatrudnieni nie muszą odbierać e-maili czy telefonów, powinny być one określone przez same firmy w ramach negocjacji z pracownikami.

– Regulacji w tym zakresie domagało się 62 proc. Francuzów czynnych zawodowo.  Za wprowadzeniem zmian opowiadały się również związki zawodowe, choć część z nich uważa, że przepisy powinny być bardziej jednoznacznie i że pracownik powinien być odłączony przez okres odpowiadający dobowemu czasowi odpoczynku, określonemu w kodeksie pracy – mówi Nadia Bouacid. – Mimo że część firm zaczęła wprowadzać odpowiednie regulacje, jak np. wyłączanie serwerów pocztowych pomiędzy 18:30 a 7 rano, jeszcze zanim nowe prawo weszło w życie, to jednak dopiero najbliższy rok pokaże, w jaki sposób te rozwiązania sprawdzą się w praktyce.

Pracodawcy: to kwestia obyczajów, regulacje zbędne

Dr hab. Monika Gładoch z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, doradca prezydenta Pracodawców RP ds. prawa pracy, nie uważa, że powinniśmy iść śladem Francji. Według niej obecne uregulowania powinny wystarczyć. – Trzeba pamiętać, że z uwagi na szczególne potrzeby pracodawcy i pracowniczy obowiązek dbania o dobro zakładu pracy w sytuacjach wyjątkowych, takie działanie jest prawnie dopuszczalne. Trudno byłoby tej praktyki całkowicie zakazać.

Gładoch jest zdania, że na pewno trzeba w związku z tym zostawić furtkę dla sytuacji nadzwyczajnych. – Może warto jedynie zapisać, że stała praktyka tego rodzaju jest prawnie zakazana, ale to jest powielanie już obowiązujących regulacji – zaznacza.

Przeciw jest też Sebastian Mikosz, były prezes LOT-u, a obecnie szef eSky.pl. – Wyobraźmy sobie, że po wprowadzeniu nowych przepisów na wzór tych obowiązujących we Francji pojawia się news, że Coca-Cola wykupiła część Pepsi. Wydawca nie może się nawet dodzwonić do dziennikarza, bo serwery są wyłączone. Albo jeśli stanie produkcja w dużej fabryce, to nie można się skontaktować z osobami, które mogłyby pomóc, bo spędzają czas na grillu i nawet nie powinny wiedzieć, że ktoś próbuje się do nich dodzwonić. Trudno mi sobie wyobrazić kierowców firm przewozowych, z którymi pracodawcy nie mogą się skontaktować w czasie postoju, np. na temat godziny rozładunku. Przy czym w obecnych warunkach, jeśli np. wydawca dzwoni do dziennikarza o 23 i zleca mu artykuł i wykonanie telefonów do ekspertów, to nie można potem mówić, że taka osoba nie pracowała. Jeśli ktoś wysyła pracownikowi zadanie opracowania dokumentu w Excelu po godzinach pracy, a potem mówi, że nie należą się nadgodziny, to jest to ewidentne złamanie kodeksu pracy – mówi.

Nie ma sądu na świecie, który nie uznałby, że to była praca. Dodatkowe regulacje są więc zbędne. Mikosz jest zdania, że to raczej kwestia dobrego obyczaju. Bo ilu pracowników upomni się o swoje pieniądze za pracę po godzinach? Niewielu. Chodzi więc o egzekwowanie zapisów, które już teraz obowiązują. Teoretycznie związki zawodowe powinny o to zadbać. Według prezesa eSky.pl w Polsce jest z tym problem. W firmach prywatnych nikt nie chce z nimi rozmawiać, bo są upolitycznione. A w firmach państwowych związkowcy ograniczają się do powtarzania: płać więcej i nie zwalniaj.

W eSky.pl pracownicy miewają dyżury, również w nocy, aby móc o każdej porze zarezerwować bilet czy wyszukać hotel. Dostają pieniądze za bycie w gotowości, a także za każdą przepracowaną minutę. Jeśli ktoś rozmawia przez telefon 45 minut, to dostaje wynagrodzenie za te 45 minut. Część osób się nie godzi na dyżury i te ich nie mają. – Rynek pracy się zmienia. Pracodawcy wymagają większej elastyczności, ale i pracownicy cieszą się większą elastycznością. A smartfony nie są dziś zwykłym liczydłem. Nie są tylko źródłem opresji i nadużyć: dla mnie są przede wszystkim źródłem głębokiej zmiany pojęcia pracy i znacznie większej wolności – mówi Mikosz.

Prof. Nęcki odpowiada jednak, że chociaż mimo planowanych ograniczeń i tak wielu z nas będzie wciąż online, będzie to nasz wybór, co radykalnie zmienia skutki psychologiczne. Jeśli chcemy coś robić sami, nawet gdy jest to męczące, to jest to dla nas korzystne. Ale jeśli ktoś nas do tego zmusza, to reakcja psyche i ciała jest zupełnie inna.

– Drastycznym, ale adekwatnym przykładem jest takie miejsce w Polsce, gdzie można się zamknąć na trzy lata w indywidualnej celi. To buddyjska tradycja, która mówi, że dla rozwoju psychicznego należy na taki czas wyłączyć się z życia. Taka osoba siedzi zamknięta jak więzień – mówi Nęcki. – Ale wychodzi z tej celi wzbogacona, a z więzienia ludzie wychodzą zmęczeni i cierpiący. Różnica więc polega na tym, czy chcesz się kontaktować, czy musisz się kontaktować?

Kategoria: